niedziela, 1 listopada 2015

Magiczny dzień

Do tej notki rozpaliłam sobie w kominku. To był bardzo klimatyczny dzień.
W Irlandii nie obchodzi się Wszystkich Świętych a my z braku możliwości wizyty w Polsce postanowiliśmy znaleźć coś w zamian. To dzień w, którym wspominamy bliskich i przodków. Postanowiliśmy mocno cofnąć się w czasie.
Lough Gur reklamuje się jako "6000 Years of Living". Miejsce magiczne pamiętające epokę neolitu i brązu. Jezioro jest położone pomiędzy miastami Herberstown i Bruff. Podobno to najważniejsze stanowisko archeologiczne w Irlandii. Miejsce zamieszkane już 3000 lat przed naszą erą.
Kiedy poznamy już topografię terenu możemy ruszać, najchętniej najmniej przyjazną ścieżką.
Bzyk znalazł kij. WIELKI kij. Na szczęście pozwolił sobie wytłumaczyć, że nie możemy go zabrać.
Ruszyliśmy w stronę Heritage Centre.
The Limeklin albo The Lime Klin . 19 wieczny  piec do wypalania wapna gaszonego stosowanego do wybielania budynków mieszkalnych i gospodarczych. Cały proces trwał 3 dni.

W środku, można obejrzeć rekonstrukcję budynku z epoki brązu, oryginał znajduje się w Muzeum Narodowym Irlandii.
Zgodnie z mapą (mapy czytamy namiętnie) następny punkt programu to The Spectacles. Pozostałości po domostwach wczesno chrześcijańskich
Dalej 110 kamiennych schodów (Top of 110 Stone Steps). Sceneria kompletnie odmienna ale sposób w jaki chłopcy wspinali się po schodach po raz kolejny w Irlandii skojarzył mi się z ""Piknikiem pod Wiszącą Skałą"
Na górze malowniczy widok na jezioro.
Ambitny plan zakładał zdobycie Grange Hill (to wzgórze za chłopcami) ale nie udało nam się znaleźć ścieżki.
Z powrotem z górki na pazurki.
Bzyk postanowił podkręcić atmosferę. "Mamo słyszę w głowie jakąś straszną muzykę" i zaczął nucić coś co skojarzyło mi się ze "Szczękami". Nawet przez chwilę nam się udzieliło.
Oczywiście postanowiliśmy pomóc marzeniom. Krzesło życzeń (The Wishing Seat). Teoretycznie dla par ale my wypowiadaliśmy życzenia indywidualne ;).
Potem szaleństwo w liściach. Chłopcy budowali liściaste zamki.

Popas w pięknych okolicznościach przyrody (wykwintne menu to mielone z makaronem - bo na zimno też jadalne ;))
Trochę tańców.
I ruszyliśmy oglądać zamek. Zamek jest niedostępny dla zwiedzających a widok ze ścieżki zasłaniał "wyjątkowej urody" barak.

Polskim obyczajom postanowiliśmy uczynić zadość na malowniczym cmentarzu z ruinami XV wiecznego kościoła
Kolejny punkt wycieczki to największy kamienny krąg w Irlandii. Krąg jest zbudowany ze 115 kamieni o średnicy niemal 50 metrów. Zbudowany w okresie neolitu ma związek z przesileniem letnim. Wtedy w trakcie wschodu słońca promienie przenikają przez dwa największe kamienie i oświetlają wnętrze kręgu. O zachodzie, jesienią  też się ładnie.



Miejscowi bywają tu za dnia ale wierzą, że nie powinno się tu wchodzić w nocy, bo wtedy tym miejscem władają ciemne moce. 
Kręgiem opiekuje się społecznie kustosz, którego krowy beztrosko pasą się między kamieniami. Niestety one nie tylko jedzą. Trzeba bardzo uważać, żeby nie pobrudzić butów :(.
Przy okazji ciemnych mocy spotkaliśmy panią, która kropiła kamienie wodą święconą. Ciekawe czy skutecznie?
Wracając chłopcy jak zwykle dopytywali kiedy przyjedziemy tu znowu.







1 komentarz: