sobota, 23 stycznia 2016

Urodziny Bliźniaczek

Olu i Patrycjo wszystkiego najlepszego z okazji 6-tych urodzin

W planach na dzisiaj nic. Jutro wybieramy się na przyjęcie urodzinowe dziewczynek a Bzyk i Brzdąc ciągle chorzy. Chłopcy na deser zażyczyli sobie świństwo do psikania, do buzi. Potem cała podłoga w salonie się lepiła.
Po południu miła niespodzianka: na chwilę wpadł Filip z rodzicami. Rozgadał się nieprawdopodobnie. Jest niesamowity i jaki śliczny!
Niestety Brzdąc przespał wizytę a Bestia był tak pochłonięty swoimi sprawami, że nawet nie zauważył, że mamy gości. Tylko Bzyczek zszedł na chwilę na dół ale szybko uciekł. Może i lepiej bo mogli go pozarażać.
Wieczorem pograliśmy w monopol, wygrał Bzyk, drugie miejsce zajął Bestia,




sobota, 16 stycznia 2016

Matrix

To nie będzie notka o filmie z 1999 roku, tylko o Zamku Matrix w Rathkeale. Czyli wycieczka z cyklu "cudze chwalicie...". Castle Matrix or Mattrass.
Jakiś czas temu, jadąc N21 wypatrzyłam go kątem oka. Dzisiaj postanowiliśmy go zeksplorować.
Taki był ładny w 2008 roku.
Jednak zanim się tam wybraliśmy, rozpoczęliśmy dzień od weekendowych rytuałów czyli przytulanek w łóżku i jajka na bekonie.
Na szczęście tym razem Brzdąc odpuścił mi jedzenie płatków z mlekiem, zamiast tego obraził się na bluzy i żadnej nie chciał założyć.
Zbieraliśmy się długo ale w końcu udało się wyjść z domu. Po drodze zaopatrzyliśmy jeszcze Brzdąca w nowe kalosze. Dla Bestii niestety znowu nie było rozmiaru :(. Zanim dotarliśmy na miejsce Brzdąc zasnął.
Zamek znaleźć nie łatwo bo brak jakichkolwiek oznakowań i jest ukryty w chaszczach. Na szczęście jakoś się udało dotrzeć do właściwej drog.
M. został z najmniejszym w samochodzie a my ruszyliśmy na podbój w błocie po kolana.
Zamek znajduje się niemal przy N21. Zobaczyliśmy go tuż za zakrętem.
Odrobinę mroczny, tajemniczy i z klimatem.
W internecie znalazłam niewiele. Zbudowany w XV wieku przez Fitzgeraldsów. W 1487 James, dziewiąty hrabia Desmond, pan na zamku,  został zamordowany przez swoją służbę. Podobno nie był lubiany, podobno miał w tym udział jego brat.
W 1960  roku zamek kupił Amerykanin Sean O'Driscoll, żołnierz Air Force w trakcie drugiej wojny światowej. Posiiadłość została wyremontowana i właściciele przyjmowali turystów.
Niestety teraz znowu jest w ruinie.

Chłopcy odważnie zaglądali w każdy zakamarek.
Była też studnia (prawie jak w Kazimierzu ;)) ale jakoś nie pomyśleliśmy, żeby wrzucić do niej monety

Na balkon też wleźliśmy, chociaż przez chwilę zastanawiałam się czy nie runie. Podobno z zamku widać rzekę Shannon i góry Clare i Tipperary, tyle tylko,że chyba nie z pierwszego piętra albo nam krzaki zasłaniały ;).
Obok zamku są budynki gospodarcze (młyn???).
W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy dwa psy. Nie wiem czy ktoś o nie dba, więc na wszelki wypadek wracając z placu zabaw podrzuciłam im puszki z karmą.
 Po powrocie do domu chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o tym miejscu. Byłam ciekawa dlaczego jest taki opuszczony. Poza ogólnikami o których pisałam wyżej znalazłam jeszcze taką stronę: Castle Matrix
Wygląda na to, że stan zamku jest efektem rodzinnej tragedii. Smutne. Mam nadzieję, że jeśli to psy pani Elizabeth to pamięta, żeby je karmić. 
Zamek jest uroczy ale jak to zwykle w opuszczonych miejscach wala się tam masa śmieci, łącznie z wrakiem samochodu. Szkoda :(.

Przy okazji wizyty w Rathkeale zajrzeliśmy na plac zabaw.
Po powrocie do domu Brzdąc testował nowe kalosze.
Wieczorem M. miał racuchowy debiut (bo naleśniki już w tym tygodniu były). Wyszło mu świetnie i chłopcom smakowało. Po kolacji przywiozłam sobie wiosnę do domu.
Jeszcze na trochę taka musi wystarczyć.

niedziela, 10 stycznia 2016

Nic z planu

Przyleciałam w sobotę, żeby w niedzielę zebrać siły. Tymczasem synowie moi kochani od bladego świtu domagali się mojego towarzystwa. Najpierw musiałam pomóc w układaniu lego.
Potem zakomunikowałam, że dzisiaj rozstajemy się z dekoracjami świątecznymi, ponieważ to chłopców bardzo zmartwiło trzeba było wymyślić coś na pocieszenie. Dlatego zaraz po śniadaniu zabraliśmy się za dekoracje karnawałowe. Zrobiliśmy kwiaty i łańcuchy z bibuły.

 

Po kościele wizyta na placu zabaw.

Po powrocie zdemontowaliśmy choinkę. Zacnie zakończyła żywot dogrzewając nam mieszkanie. Pięknie pachniało takie palące się drzewko.

Poganialiśmy jeszcze chwilę po podwórku.

W ramach rozstania z Bożym Narodzeniem wieczorem udekorowaliśmy jeszcze piernikowe choinki. Bardzo ładnie to chłopcom wyszło.

 

Nie było leniwie ale za to bardzo miło :D.

 


sobota, 9 stycznia 2016

Wszędzie dobrze...

Podczas porannej rozmowy Brzdąc oczywiście pytał czy mam prezenty :D. Miałam prawie bo w planach na dziś, przed lotem, wystawa Lego na stadionie. Stwierdzam, że raczej nie jestem pasjonatką.
Przynajmniej udało się kupić klocki.
W ubiegłym roku Kaję oburzyła cena obiadu na Okęciu . Za buraczki, ziemniaki i małe wino zapłaciła 72 złote. Tymczasem na wrocławskim lotnisku ziemniaki i gołąbek to tylko 14 zł :D.
Leciałam z Kubą ale niestety siedzieliśmy w różnych stronach samolotu. Towarzystwa w podróży dotrzymywała mi dziewczyna łudząco podobna do Juli Roberts i jej córka. Ponieważ czytałam do szóstej rano miałam nadzieję, że po drodze odeśpię, towarzystwo było jednak tak absorbujące, że podróż minęła błyskawicznie w bardzo miłej atmosferze.
Tymczasem chłopcy wyruszyli do Cork.
Korzystając z okazji oczywiście odwiedzili McDonalds'a .
Wyściskaliśmy się na powitanie jak dzicy i pojechaliśmy odwieźć Kubę na dworzec.
W domu oczywiście prezenty. Chłopcy nie odstępowali mnie na krok. Stęskniłam się za nimi, bardzo.
Oczywiście spaliśmy wszyscy razem ;).




piątek, 8 stycznia 2016

Pali się!

Rano wyruszyłam z wioski do Wrocławia.
Na miejscu odebrała mnie Iwona i pojechałyśmy po Maryśkę. Jest niesamowita i jaka grzeczna! Później zrobiłyśmy sobie babski wypad na zakupy.Przemierzyłyśmy kilometry w poszukiwaniu robota dla chłopców. Niestety bezskutecznie :(.
Obiad jedliśmy w czeskiej knajpie. Uwielbiam knedliki z karkówką!
Tymczasem w Irlandii chłopaki wybrały się na zakupy.  Na parkingu sensacja: jakiś samochód płonie!
Była straż pożarna i masa zamieszania. Na szczęście poza zniszczonym samochodem nic poważnego się nie stało.
Było co opowiadać przy kolacji. Kto zrobi najgłupszą minę?