Pojechaliśmy do Ballybunion. Pobyt według wypracowanego już schematu :). Najpierw plac zabaw.
Potem zeszliśmy na plażę. Chłopcom było trochę przykro, że nie mogą się kąpać. Zwłaszcza, że mimo pogody, wiele osób się pluskało.
Z powodu przypływu największa, ulubiona jaskinia chłopców była niedostępna. Pozostały nam te mniejsze.
Postanowiliśmy przejść się do zamku, a ściślej do ściany, która po nim została:
Poganialiśmy jeszcze chwilę i ruszyliśmy do miejsca przeznaczenia. Po drodze tłumaczę chłopcom, że rodzice bliźniaczek zgodzili się nas przenocować ale mam nadzieję, że będą się grzecznie zachowywali. Kończąc swoje przemówienie powiedziałam:
- Żebyście czasem dziewczynkom nie roznieśli domu w drobny mak.
- Mamo przecież nie mamy tyle siły! - odpowiedział rezolutnie Bestia
- Kochanie to tylko przenośnia.
- A ja tylko żartowałem.
Mały spryciarz ;).
W Tralee moje młodsze przyszywane dziecko zaskoczyło nas fantastyczną kolacją. Dołączył do nas starszy przyszywany z żoną i Fifim w pakiecie. Grilowana karkówka była boska.
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i kompletnie wykończeni poszliśmy spać.
Chłopcy rosną jak na drożdżach, lubią się prawda?
OdpowiedzUsuń