sobota, 15 sierpnia 2015

Na plaży

Udało mi się przekupić dzieciarnię i zamiast do ich ukochanego Ballybunion, pojechaliśmy też do Bally ale tym razem do Ballyheigue :D.
Urocze miasteczko z obowiązkowo (jak to w Irlandii), uroczymi ruinami.
Chłopcy oczywiście wyeksplorowali miejscowy plac zabaw.
Zmusiłam ich do pozowania na kamieniach:
I pojechaliśmy do Tralle. Po pysznej, rozpustnej kolacji ruszyliśmy na miasto.  Rose of Tralee to święto obchodzone dużo huczniej niż np. Sylwester. W pół godziny dzieciarnia przehulała dniówkę w wesołym miasteczku.
Na deser z Dzieckiem Młodszym i Bestią w końcu obejrzałam pierwszy, porządny pokaz sztucznych ogni w Irlandii. Młodsze dzieci niestety nie dotrwały i wcześniej wróciły z ojcem do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz