sobota, 15 sierpnia 2015

Na plaży

Udało mi się przekupić dzieciarnię i zamiast do ich ukochanego Ballybunion, pojechaliśmy też do Bally ale tym razem do Ballyheigue :D.
Urocze miasteczko z obowiązkowo (jak to w Irlandii), uroczymi ruinami.
Chłopcy oczywiście wyeksplorowali miejscowy plac zabaw.
Zmusiłam ich do pozowania na kamieniach:
I pojechaliśmy do Tralle. Po pysznej, rozpustnej kolacji ruszyliśmy na miasto.  Rose of Tralee to święto obchodzone dużo huczniej niż np. Sylwester. W pół godziny dzieciarnia przehulała dniówkę w wesołym miasteczku.
Na deser z Dzieckiem Młodszym i Bestią w końcu obejrzałam pierwszy, porządny pokaz sztucznych ogni w Irlandii. Młodsze dzieci niestety nie dotrwały i wcześniej wróciły z ojcem do domu.


piątek, 14 sierpnia 2015

Przywódca

Bestia poszedł po obiedzie do kolegi z klasy, Rownena. Dlatego młodsze dzieciaki pojechały na plac zabaw same. Bzyk był zachwycony pełniąc rolę najstarszego. Świetnie się czuł jako inicjator zabaw i przywódca. Chyba pora już dzieciaki czasami rozdzielać.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Skoczyliśmy na Mazury

Rano przywitało nas fantastyczne śniadanie. Chłopcy jak zwykle zjedli tylko płatki,

Chłopcy bardzo chcieli zostać dłużej ale plan mieliśmy napięty. Mijaliśmy masę malowniczych miejsc. Niektóre bardzo przypominały Warmię i Mazury.
Żeby dzieciaki mogły odhaczyć  kolejny kraj na mapie, pojechaliśmy przez Irlandię Północną. Nawet nie wiemy dokładnie, w którym miejscu przekroczyliśmy granicę.

Do Dublina dotarliśmy około trzynastej. Jak się później okazało odrobinę za późno. Zoo znajduje się w prawdopodobnie największym parku miejskim w Europie. Każda sekcja tematyczna ma swój plac zabaw. Dzieciaki w żywiole. Niestety niektóre zwierzaki miały właśnie sjestę i spały. Podobno najfajniejsze były słonie i żyrafy.







Na koniec dnia pełnego wrażeń przejażdżka piętrowym autobusem




sobota, 8 sierpnia 2015

Zamek na drzewie

Wyruszyliśmy z trzygodzinnym poślizgiem. W związku z tym musieliśmy radykalnie obciąć plany. Krótki przystanek w Limercku, potem rzut oka na zamek w Nenagh i w końcu pierwszy punkt wycieczki Birr Castle Gardens and Science Centre. W zamku z XVII wieku znajduje się wielki teleskop Lewiatan, skonstruowany przez Williama Parsona. To największy dziewietnastowieczny instrument naukowy działający do dziś.
Dzieciaki do piątego roku życia wchodzą za darmo, starsze za 5 euro, dorośli za 9.
Zwiedzanie rozpoczynamy od mini muzeum. Brzdącowi najbardziej podobały się schody na piętro ;).

Potem plac zabaw z fantastycznym spełnieniem marzeń każdego dziecka, wielkim zamkiem na drzewie.

Następnie wyruszyliśmy do ogrodów. Zamek jest prywatną rezydencją i nie jest dostępny dla zwiedzających. Napotkany po drodze turysta zapytał czy wyobrażamy sobie ogrzewanie tego kolos w zimie. Nie wyobrażaliśmy sobie ;).
Teleskop zrobił na dzieciakach duże wrażenie.
Chłopcy poganiali za kaczkami i ruszyliśmy dalej .
W Cootehill zarezerwowałam B&B. Urocze miejsce nad jeziorem Ahearne Lake House
.Chłopcy wpadli w szał na widok łóżka piętrowego. Na dole podwójne, na górze pojedyńcze. Cała trójka spała oczywiście na górze.

środa, 5 sierpnia 2015

Odwiedzamy Filipa

W szpitalu byłam sama, przyszła pora pokazać Najmłodszego Potworkom. Chłopcy całą wizytę byli relatywnie grzeczni. Brzdąc zdenerwował się na chwilę kiedy wzięłam Filipa na ręce. Wcale nie dlatego, że był zazdrosny tylko dlatego, że też chciał go potrzymać :D.
Filip oczywiście rozkoszny. M co chwilę zerkał na mnie wymownie i rzucał mimochodem: "Nawet o tym nie myśl!" ;).

niedziela, 2 sierpnia 2015

Kolejna osiemnastka

Nie da się ukryć, starzeję się, ech.
Po spontanicznym wyjeździe do Tralee i sobocie na plaży za imprezę wzięłam się dopiero w niedzielę bladym świtem. Oczywiście się nie wyrobiłam i część przypaliłam ale wyszło przyzwoicie ;).

Byli goście, kwiaty i prezenty - cudnie!
Wieczorem jeszcze urodzinowe piwo w pubie i nic tylko się cieszyć, że kolejne mam dopiero za rok ;).

sobota, 1 sierpnia 2015

Radykalna zmiana planów

Od wczoraj powinnam szykować imprezę. W związku z niespodzianka jaką zafundował nam Filip zmieniliśmy plany. Skoro byliśmy już w Tralee szkoda by było nie skoczyć na plażę. Pogościliśmy się trochę u Bliźniaczek,



zjedliśmy śniadanie i pojechałam przywitać się z Filipem.
Cudnie rozkoszny Maluch. Żeby nie męczyć mamy i maleństwa wizyta była niestety krótka.
Potworki nie pozostawiły mi wyboru i znowu pojechaliśmy do ich ukochanego Ballybunion.
Na deser oczywiście lody.
Po południu wesołe miasteczko. Okazało się Brzdąc jest pierwszym moim synem, który kocha karuzele. Po kilkunastu razach ściągnęłam go siłą. Drzeć się z rozpaczy przestał dopiero po 10 minutach jazdy samochodem.