niedziela, 24 maja 2015

Globtroterzy

Od przyjazdu do Irlandii robiłam zdjęcia wyłącznie telefonem. Jakiś czas temu dotarła część paczek z Polski a w niej aparat "do torebki". Postanowiłam go w końcu odkurzyć i zacząć używać. Brzdąc zachwycony "nowym" urządzeniem.
Weekend więc na śniadanie obowiązkowo jajka na bekonie :).


W ubiegłym tygodniu mama Bliżniaczek opowiedziała nam o planowanej na sobotę, w Killarney imprezie z okazji Dnia Dziecka. Poczytałam wydarzeniu gramy dla dzieci i postanowiliśmy pojechać.
Wybierałam się z przekonaniem, że jedziemy na przedstawienie kukiełkowe.
Tymczasem na miejscu okazało się, że to nie przedstawienie a animacja, taka w stylu imprez urodzinowych.




Bestia nie chciał się integrować bo się podobno wstydzi (pewnie szukał pretekstu, żeby bezkarnie pograć na komórce) a Bzyk rozpaczał, że za głośno i ciągle zatykał uszy. 

Tylko Brzdąc z pewną dozą rezerwy był gotów się pobawić. 
Za to towarzyszące nam Bliźniaczki sprawiały wrażenie zadowolonych. W tej sytuacji większość imprezy spędziliśmy ganiając po dworze.
Dzieciaki dostały dyplomy, po dwa Kubusie i po kawałku (kilku kawałkach na ścisłość) torta okolicznościowego.

Bzykowi największą radość sprawił balon, obowiązkowo w kolorze niebieskim. W hotelowym ogrodzie załapaliśmy się na namiastkę kolejnego punktu programu.


Wpałaszowali, poprosili o dokładki i pojechaliśmy dalej.
Zdaje się, że mieliśmy dzisiaj doczynienia z masowym zlotem miłośników samochodów. W drodze do Killarney minęliśmy kilkanaście rolls royc'ów a w samym mieście było mnóstwo miłośników VW.
Do Killarney National Park mieliśmy pojechać tylko na chwilę, żeby dzieci trochę poganiały i żeby zrobić zdjęcia rododendronów dla babci. Zaczęliśmy od pikniku w ogródku restauracji.
Dzieciaki przy okazji poszalały w ulubionych labiryntach.
I wyruszyliśmy pozować przy kwiatkach. Zakamarki ogrodu pobudzają fantazję dzieciaków.

Było oczywiście pozowanie w kwiatkach i innej roślinności.







Przeszliśmy się nad jezioro, dzieciaki poturlały się po trawie i ruszyliśmy dalej
Następny punkt programu to Gap of Dunloe, malownicza przełęcz pomiędzy najwyższymi pasmami górskimi w Irlandii. Trasa nieomal przyprawiła mnie o zawał serca (mam lęk wysokości) ale było warto.

Dzieciaki miały prawdziwą radochę.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz