W ubiegłym tygodniu mama Bliżniaczek opowiedziała nam o planowanej na sobotę, w Killarney imprezie z okazji Dnia Dziecka. Poczytałam wydarzeniu gramy dla dzieci i postanowiliśmy pojechać.
Wybierałam się z przekonaniem, że jedziemy na przedstawienie kukiełkowe.
Tymczasem na miejscu okazało się, że to nie przedstawienie a animacja, taka w stylu imprez urodzinowych.
Bestia nie chciał się integrować bo się podobno wstydzi (pewnie szukał pretekstu, żeby bezkarnie pograć na komórce) a Bzyk rozpaczał, że za głośno i ciągle zatykał uszy.
Tylko Brzdąc z pewną dozą rezerwy był gotów się pobawić.
Za to towarzyszące nam Bliźniaczki sprawiały wrażenie zadowolonych. W tej sytuacji większość imprezy spędziliśmy ganiając po dworze.
Dzieciaki dostały dyplomy, po dwa Kubusie i po kawałku (kilku kawałkach na ścisłość) torta okolicznościowego.
Bzykowi największą radość sprawił balon, obowiązkowo w kolorze niebieskim. W hotelowym ogrodzie załapaliśmy się na namiastkę kolejnego punktu programu.
Wpałaszowali, poprosili o dokładki i pojechaliśmy dalej.
Zdaje się, że mieliśmy dzisiaj doczynienia z masowym zlotem miłośników samochodów. W drodze do Killarney minęliśmy kilkanaście rolls royc'ów a w samym mieście było mnóstwo miłośników VW.
Do Killarney National Park mieliśmy pojechać tylko na chwilę, żeby dzieci trochę poganiały i żeby zrobić zdjęcia rododendronów dla babci. Zaczęliśmy od pikniku w ogródku restauracji.
Dzieciaki przy okazji poszalały w ulubionych labiryntach.I wyruszyliśmy pozować przy kwiatkach. Zakamarki ogrodu pobudzają fantazję dzieciaków.
Przeszliśmy się nad jezioro, dzieciaki poturlały się po trawie i ruszyliśmy dalej
Następny punkt programu to Gap of Dunloe, malownicza przełęcz pomiędzy najwyższymi pasmami górskimi w Irlandii. Trasa nieomal przyprawiła mnie o zawał serca (mam lęk wysokości) ale było warto.
Dzieciaki miały prawdziwą radochę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz