Tymczasem dobra babcia z dobrą ciotką zaproponowały, że w zamian za samochód zabiorą dzieciaki na wycieczkę. Mogliśmy się bezkarnie snuć przez resztę dnia, yupppi!
Pojechali do Parku Narodowego w Killarney. Na miejscu już wszystko pięknie kwitnie.
Iśka jak na prawdziwą damę przystało ubrała się stosownie do okoliczności.
Byly wspinaczki "wyokogórskie"
I takie po drzewach.
Zabawy na plaży.
I przeprawa przez gąszcz gałęzi.
W tak licznej gromadzie nie sposób się nudzić.
Potem jeszcz tylko wyprawa nad wodospad w bardzo malowniczych okolicznościach przyrody.
Po drodze Bestia jeszcze usiłował się bawić w pasterza.
Na kolację wrócili do nas. Świetnie się złożyło bo po komuni w lodówce się nie mieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz