sobota, 9 stycznia 2016

Wszędzie dobrze...

Podczas porannej rozmowy Brzdąc oczywiście pytał czy mam prezenty :D. Miałam prawie bo w planach na dziś, przed lotem, wystawa Lego na stadionie. Stwierdzam, że raczej nie jestem pasjonatką.
Przynajmniej udało się kupić klocki.
W ubiegłym roku Kaję oburzyła cena obiadu na Okęciu . Za buraczki, ziemniaki i małe wino zapłaciła 72 złote. Tymczasem na wrocławskim lotnisku ziemniaki i gołąbek to tylko 14 zł :D.
Leciałam z Kubą ale niestety siedzieliśmy w różnych stronach samolotu. Towarzystwa w podróży dotrzymywała mi dziewczyna łudząco podobna do Juli Roberts i jej córka. Ponieważ czytałam do szóstej rano miałam nadzieję, że po drodze odeśpię, towarzystwo było jednak tak absorbujące, że podróż minęła błyskawicznie w bardzo miłej atmosferze.
Tymczasem chłopcy wyruszyli do Cork.
Korzystając z okazji oczywiście odwiedzili McDonalds'a .
Wyściskaliśmy się na powitanie jak dzicy i pojechaliśmy odwieźć Kubę na dworzec.
W domu oczywiście prezenty. Chłopcy nie odstępowali mnie na krok. Stęskniłam się za nimi, bardzo.
Oczywiście spaliśmy wszyscy razem ;).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz